Mistrz Mistrz Resovia!!- Okrzyk rozbrzmiewający na całą halę w Azotach! Siedząc na trybunach między Rzeszowskimi Kibicami stałam zaciskając ręce na wysokości klatki piersiowej. Dźwięk dumnego okrzyku przeszywał mnie na wylot a ja stałam wpatrzona jak w obrazek w jeden punkt na boisku. Punkt na którego widok oczy się cieszyły, usta uśmiechały a serce mówiło Kocham. Punkt, który właśnie w tym momencie był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
Jak zwykle stojąc na uboczu byłam jedynie bierną obserwatorką całego późniejszego pokazu. Jeszcze długo czekałam zanim mój waleczny lew ubrany w rzeszowski pasiak mistrz oznajmi dalszy bieg wydarzeń.
-Jesteśmy mistrzami maleńka! Haha... -wykrzyczał zwycięski Zibi z zachrypniętym głosem i tak szerokim uśmiechem, że było widać wszystkie jego białe jak śnieg zęby.
-Przecież wiem Wariacie- zaśmiałam się głośno zarzucając swoje ręce Zbyszkowi na szyję - Nawet muszę przyznać,że Twoja gra w dzisiejszym meczu nie była taka zła.- powiedziałam ze śmiechem.
-Ty się chyba nigdy nie zmienisz!- powiedział zaglądając z pod czoła swymi czarnymi szklącymi się oczami.
Jego spojrzenie przeszyło mnie od stup do głów, aż ciarki przeszły mnie po plecach.
- Nie mów hop...
-... póki nie skoczysz! Aaaa... !- zanim usłyszałam wrzask Piotrka ten chwycił mnie mocno w pasie i zaczął kręcić po całym boisku.
-Ahaha... mistrzu mój! Świetnie dzisiaj grałeś! -powiedziałam zaciskając nogi na biodrach Piotra.
-Czy ja wiem. Grałem jak zwykle.
Cały Piotrek jak zawsze skromny-pomyślałam
Cały mokry od potu i zwycięskiego szampana Mistrz Polski w jednej chwili spoważniał tuląc mnie mocniej do siebie.
-O boże jaka Ty jesteś piękna- powiedział delikatnie unosząc jeden kącik swych soczystych ust do góry.
Uśmiechnęłam się a w oczach jak zawsze w tej chwili pojawiły się słone łzy.
-O nieee... Kochanie nie chcę żebyś ryczała! -odparł śmiejąc się w pełni.
Nie powiedziałam nic. Swymi zaszklonymi oczami wpatrywałam się w piękne, pełne niezbadanej otchłani oczy ukochanego. Lekkim gestem podciągnęłam się nogami i z zamkniętymi oczami obdarowałam go pocałunkiem w czoło. Kiedy je otworzyłam i spojrzałam za twarz środkowego moim oczom ukazał się Bartman, który nie spuszczał nas z oczu. Niezbytnio przejmując się smutną miną obserwatora nadal poświęcałam swoją uwagę jedynie ukochanemu.
-Może ja pójdę się szybko ogarnąć? Nie wiem też w sumie co chłopcy chcą robić, popatrz na nich! Cieszą się jak dzieci! Powiedział spoglądając na mężczyzn świętujących kolejne Mistrzostwo Polski.
-Ach tak... rozumiem.- uśmiechnęłam się - Nie musisz się śpieszyć. Dzisiaj jest wasz dzień więc nie będę zawracać Ci głowy- powiedziałam powoli dotykając nogami ziemi.
-Aj myszko...- powiedział ciężko wzdychając- a nie chciałabyś iść z nami? -zapytał. Było to pytanie retoryczne. W odpowiedzi Piotr dostał jedynie moje spojrzenie, które wyjaśniało wszystko.
-Widzimy się w hotelu!- powiedziałam całując przy tym swojego mężczyznę w usta.
Pewnie kierując swoje kroki w stronę wyjścia weszłam do holu.
-Ała...!! Oszalałeś- przestraszona wrzasnęłam bez opamiętania. -Matko Zbyszek! Chcesz żebym dostała zawału? - oburzona odparłam chwytają się za ściśnięte przez niego ramię.
-Wybacz, nie chciałem - przeprosił z lekkim uśmiechem, a po moim gniewie nie zostało już ani śladu.
-Coś się stało waleczny tygrysie?- powiedziałam ze śmiechem.- Nie idziesz świętować?
-Szczerze? To nie chce mi się. Wolałbym posiedzieć w hotelu a nie szlajać się nocą po mieście, wiesz jak to bywa. Nie jesteśmy u siebie.
-W sumie racja- przytaknęłam mojemu rozmówcy. -Też idę do hotelu, ale jest trochę ciemno i... tak sobie pomyślałam, że bezpiecznie byłoby mieć Cię przy sobie. - podnosząc brwi do góry zapytałam, mimo tego, że odpowiedź była oczywista.
-Myślałem,że masz mnie za nieudacznika, a jednak jest inaczej- dumnie podnosząc głowę do góry Zibi chwycił mnie pod rękę i szarpnął za sobą.
-Bo mam- zażartowałam wywołując na jego twarzy uśmiech.
Jak zwykle stojąc na uboczu byłam jedynie bierną obserwatorką całego późniejszego pokazu. Jeszcze długo czekałam zanim mój waleczny lew ubrany w rzeszowski pasiak mistrz oznajmi dalszy bieg wydarzeń.
-Jesteśmy mistrzami maleńka! Haha... -wykrzyczał zwycięski Zibi z zachrypniętym głosem i tak szerokim uśmiechem, że było widać wszystkie jego białe jak śnieg zęby.
-Przecież wiem Wariacie- zaśmiałam się głośno zarzucając swoje ręce Zbyszkowi na szyję - Nawet muszę przyznać,że Twoja gra w dzisiejszym meczu nie była taka zła.- powiedziałam ze śmiechem.
-Ty się chyba nigdy nie zmienisz!- powiedział zaglądając z pod czoła swymi czarnymi szklącymi się oczami.
Jego spojrzenie przeszyło mnie od stup do głów, aż ciarki przeszły mnie po plecach.
- Nie mów hop...
-... póki nie skoczysz! Aaaa... !- zanim usłyszałam wrzask Piotrka ten chwycił mnie mocno w pasie i zaczął kręcić po całym boisku.
-Ahaha... mistrzu mój! Świetnie dzisiaj grałeś! -powiedziałam zaciskając nogi na biodrach Piotra.
-Czy ja wiem. Grałem jak zwykle.
Cały Piotrek jak zawsze skromny-pomyślałam
Cały mokry od potu i zwycięskiego szampana Mistrz Polski w jednej chwili spoważniał tuląc mnie mocniej do siebie.
-O boże jaka Ty jesteś piękna- powiedział delikatnie unosząc jeden kącik swych soczystych ust do góry.
Uśmiechnęłam się a w oczach jak zawsze w tej chwili pojawiły się słone łzy.
-O nieee... Kochanie nie chcę żebyś ryczała! -odparł śmiejąc się w pełni.
Nie powiedziałam nic. Swymi zaszklonymi oczami wpatrywałam się w piękne, pełne niezbadanej otchłani oczy ukochanego. Lekkim gestem podciągnęłam się nogami i z zamkniętymi oczami obdarowałam go pocałunkiem w czoło. Kiedy je otworzyłam i spojrzałam za twarz środkowego moim oczom ukazał się Bartman, który nie spuszczał nas z oczu. Niezbytnio przejmując się smutną miną obserwatora nadal poświęcałam swoją uwagę jedynie ukochanemu.
-Może ja pójdę się szybko ogarnąć? Nie wiem też w sumie co chłopcy chcą robić, popatrz na nich! Cieszą się jak dzieci! Powiedział spoglądając na mężczyzn świętujących kolejne Mistrzostwo Polski.
-Ach tak... rozumiem.- uśmiechnęłam się - Nie musisz się śpieszyć. Dzisiaj jest wasz dzień więc nie będę zawracać Ci głowy- powiedziałam powoli dotykając nogami ziemi.
-Aj myszko...- powiedział ciężko wzdychając- a nie chciałabyś iść z nami? -zapytał. Było to pytanie retoryczne. W odpowiedzi Piotr dostał jedynie moje spojrzenie, które wyjaśniało wszystko.
-Widzimy się w hotelu!- powiedziałam całując przy tym swojego mężczyznę w usta.
Pewnie kierując swoje kroki w stronę wyjścia weszłam do holu.
-Ała...!! Oszalałeś- przestraszona wrzasnęłam bez opamiętania. -Matko Zbyszek! Chcesz żebym dostała zawału? - oburzona odparłam chwytają się za ściśnięte przez niego ramię.
-Wybacz, nie chciałem - przeprosił z lekkim uśmiechem, a po moim gniewie nie zostało już ani śladu.
-Coś się stało waleczny tygrysie?- powiedziałam ze śmiechem.- Nie idziesz świętować?
-Szczerze? To nie chce mi się. Wolałbym posiedzieć w hotelu a nie szlajać się nocą po mieście, wiesz jak to bywa. Nie jesteśmy u siebie.
-W sumie racja- przytaknęłam mojemu rozmówcy. -Też idę do hotelu, ale jest trochę ciemno i... tak sobie pomyślałam, że bezpiecznie byłoby mieć Cię przy sobie. - podnosząc brwi do góry zapytałam, mimo tego, że odpowiedź była oczywista.
-Myślałem,że masz mnie za nieudacznika, a jednak jest inaczej- dumnie podnosząc głowę do góry Zibi chwycił mnie pod rękę i szarpnął za sobą.
-Bo mam- zażartowałam wywołując na jego twarzy uśmiech.